(Ez 2, 2-5; 2 Kor 12, 7-10; Mk 6, 1-6)
Jest szabat. Jezus swoim zwyczajem udaje się do synagogi. Tym razem jest to synagoga w jego rodzinnej miejscowości w Nazarecie.
Jezus nie jest sam, są z nim również Jego uczniowie – grupa twardych mężczyzn, którzy widząc w Nim niezwykłego nauczyciela, zostawili „swoje światy” i poszli za Nim. W tym to właśnie gronie, tworzonym przez Mistrza i Jego uczniów nieustannie pogłębiało się przekonanie, że to właśnie On jest oczekiwanym przez naród Mesjaszem.
Przybycie Jezusa do synagogi w Nazarecie wyprzedziła krążąca opowieść o Nim, o Jego nauczaniu i nadzwyczajnych znakach, które On dokonuje. Dla wielu Jego rodaków te przekazywane między ludźmi opinie nie tylko rozbudzały ciekawość, ale też przywoływały pewne wspomnienia. To wszystko spotęgowało się z chwilą pojawienia się Jezusa i Jego uczniów w synagodze, z którą od swojej młodości był ściśle związany.
Jezus podczas nabożeństwa zaczął nauczać. Dzisiaj wsłuchujemy się w relację św. Marka, która ma swoje źródło w naocznym świadku wydarzenia, a mianowicie w św. Piotrze. Ewangelista pisze: wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” Warto temu opisowi poświęcić więcej uwagi.
Ówczesny Nazaret był społecznością liczącą kilkuset mieszkańców. Można zaryzykować stwierdzenie, że wszyscy dobrze się znali. Takie malutkie miasteczko wszystko widzi, wszystko słyszy i wszystko pamięta. Mieszkańcy w sytuacjach dramatycznych zwykli sobie pomagać przechodząc ponad tym, co ich dzieli. Powiązani są w życiu codziennym rodzinnie, zawodowo i wszelkimi innymi ludzkimi więzami. Tworzą taką małą ojczyznę – „swoich”. Ta osobliwa chmurka z bazą danych, ciągle uzupełniana wisi w powietrzu i czasem pęka.
W umysłach ziomków Jezusa doszło do pewnej konfrontacji. Mieli oni obraz Jezusa jako normalnego mieszkańca Nazaretu, który miał swój zawód – był cieślą i to pewnie dobrym fachowcem, skoro Mu to przede wszystkim pamiętano nawet z pewnym wyrzutem. Ma Matkę, ojciec już pewnie nie żył. Ma swoich krewnych, których imiona są wszystkim znane. Jest więc naszym człowiekiem. Tymczasem nie pasuje to do tego, że On przychodzi i naucza, to zaś co mówi, przekracza poziom cieśli. Do tego ta cała opowieść o Nim i ci uczniowie, którzy patrzą na Niego, jakby nie był stąd. To wszystko było dla mieszkańców Nazaretu naturalnym wyzwaniem.
Jak sobie z tym poradzili?
Ewangelista zapisał: I powątpiewali o Nim.
Wydawałoby się, że Jezus powinien był to zrozumieć. Tymczasem On czyni swoim rodakom twarde wyrzuty, poparte znakomitą analizą historyczną: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony.
Kluczowe jest stwierdzenie św. Marka: Dziwił się też ich niedowiarstwu.
Czego w takim razie, oczekiwał Jezus od swoich ziomków?
Oczekiwał uczciwego pytania o prawdę, a nie powątpiewania. Pytanie o prawdę otwiera myślenie, ułatwia poznanie, a w konsekwencji prowadzi do łaski wiary. Powątpiewanie prowadzi donikąd. To najgorsza postawa, jaką można przyjąć w życiu, albowiem wiąże ręce wszechmocnemu Bogu. Wyraził to św. Marek, stwierdzając fakt, że Jezus: I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.
Byłoby błędem sprowadzenie tego fragmentu Ewangelii do jedynie historycznego opisu, dotyczącego tamtej miejscowości i jej ówczesnych mieszkańców, pośród których Jezus wyrastał. Za tym wydarzeniem, kryje się coś zdecydowani większego i ponadczasowego. Ujmijmy to pytaniem, które warto sobie postawić:
Czy mnie dzisiaj, człowiekowi, który od dziecka wzrastał z Jezusem, nie grozi powątpiewanie o Nim?
Pustelnia Złotego Lasu zlokalizowana jest 3 km na wschód od miejscowości gminnej Rytwiany, w powiecie staszowskim (woj. świętokrzyskie). Rytwiany leżą w ciągu drogi wojewódzkiej 764 w odległości ok. 5 km od Staszowa i 14 km od Połańca.