(Jr 17, 5-8; 1 Kor 15, 12. 16-20; Łk 6, 17. 20-26)
Toczą się różnego rodzaju dyskusje na temat aktualnej sytuacji Kościoła Chrystusowego i jego przyszłości. Mają one jedynie wtedy sens, kiedy dyskutantom i reformatorom towarzyszy świadomość faktu, że jest to Kościół Jezusa Chrystusa, a nie jedna ze światowych korporacji. Skuteczność owych reform przede wszystkim zależy od obecności Chrystusa Zmartwychwstałego w sercach, w umysłach i w życiu reformatorów. W przeciwnym wypadku hasła reform będą jedynie pustym gadaniem.
Czy jest to dzisiaj możliwe?
O zdolności człowieka w otwarciu się na Boga mówi prorok Jeremiasz i to w czasach gigantycznego kryzysu wiary Narodu Wybranego. Jego sformułowania są celne i bardzo dosadne. Zestawia on dwie postawy człowieka, które mają absolutnie ponadczasowy wymiar:
Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Taki człowiek jest podobny do krzewu na stepie, który nie ma korzenia i nie ma przyszłości.
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Tylko taki człowiek ostoi się w trudnych czasach, zachowa spokój i wyda owoce.
600 lat później słowa Jeremiasza nabrały nowej mocy. Wyrażona w nich mądrość została jeszcze bardziej sprecyzowana przez Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyjąwszy postać człowieka, wyraził ją całym swoim ludzkim życiem, swoją śmiercią, a przede wszystkim swoim zmartwychwstaniem. I trudno nie zgodzić się ze św. Pawłem, który właśnie w zmartwychwstaniu Chrystusa widzi sens naszej wiary.
Św. Łukasz przytacza słowa Chrystusa, którymi On sam pomaga nam nazwać pewne procesy i dzięki temu podejmować kluczowe decyzje zarówno w naszym osobistym życiu, jak i w życiu społecznym. Warto więc nam dzisiaj uchwycić istotę Jego nauczania.
I tak Jezus na pierwszym miejscu paradoksalnie stawia wartość ubóstwa. Człowiek, który jest nasycony dobrami tego świata, albo ich nieodpartym pragnieniem, nie ma w swoim sercu miejsca na Boga. To właśnie tutaj w ludzkim sercu, Bóg chce budować swoje królestwo, Chrystus chce budować swój Kościół.
Znakomicie ujął to niespełna 50 lat temu Sługa Boży bp Jan Pietraszko: „Człowiek, któremu życie oszczędziło łez, którego życie nigdy nie upokorzyło, który szedł od przyjemności do przyjemności, który nie był prześladowany, ani spotwarzany w życiu, ten człowiek jest tak nasycony swoim powodzeniem, że nie ma w sobie przestrzeni, w której Bóg mógłby być jego bogactwem i jego szczęściem”.
Dobra tego świata mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą, a po odejściu zostawiają bolesną pustkę. Stąd też, zdaniem Sługi Bożego – „Trzeba mówić dzisiaj o tych błogosławieństwach i o tych groźbach Chrystusowych dlatego, że i nas samych, ludzi wierzących, usiłuje przekonać mądrość tego świata i w dużej mierze zdobyła nas sobie już dla siebie, ustawiła nasze myślenie na taki tor, że błogosławieni i szczęśliwi są ci, którzy uniknęli ubóstwa i głodu, którzy uniknęli łez i płaczu, i prześladowania i cierpienia”. Zwykliśmy takie życie nazywać pełnym sukcesu. Dlatego też słowa Chrystusa dzisiaj do nas wypowiedziane, traktujemy z dużym dystansem. Zgoła nie przyjmujemy do wiadomości, że człowiek biedny, zasmucony, głodny, znieważony, jest człowiekiem błogosławionym, czyli szczęśliwym.
Dalej bp Jan stwierdza: „Stąd też pojawia się coraz częściej pośród nas wierzących pojęcie człowieka wierzącego, ale nie praktykującego. Człowieka, który jakoś wierzy i w jakiegoś Boga swojego, ale nie wierzy w Boga Ewangelii. Nie wierzy w ewangelicznego Chrystusa i przede wszystkim nie wierzy Chrystusowi. Jego rad, Jego przestróg, Jego napomnień słucha z dystansem, z przymrużeniem oka i w tej swojej połowiczności stwarza taką sytuację, że Bóg jest tylko co najwyżej stróżem, wszechmogącym stróżem jego stanu obecnego, jego stanu posiadania. Jest stróżem jego powodzenia, jego kariery, stróżem jego radości i jego potrzeb doczesnych”. Znakomicie ujął to św. Paweł, stwierdzając, że utrata tego wymiaru wiecznego i sprowadzenie Chrystusa tylko do doczesności, czyni takich Jego wyznawców, godnymi politowania.
Rzecz znamienna, że właśnie owi politowania godni, są najbardziej krzykliwymi sędziami Kościoła, i wyjątkowo gorliwymi jego reformatorami. Postrzegają go bardziej jako korporację w kryzysie, którą trzeba po ludzku postawić na nogi z zastrzeżeniem, żeby Chrystus był jej milczącym szyldem.
Niestety, wielu, katolików i wielu też duchownych zdaniem Sługi Bożego, bpa Jana „zwinęło swoje sztandary”, umilkło, schowało się, aby uniknąć poniżenia. Tacy Kościoła też nie zreformują.
Zreformuje go tylko sam Chrystus Zmartwychwstały, przez tych, którzy przyjmą Go z wiarą, ignorującą bogactwo, gotowi na biedę, na łzy, na nienawiść, na odrzucenie i pogardę. Tylko taka postawa chrześcijanina oparta na nadziei życia wiecznego pozwala znajdować właściwe rozwiązania na ziemi.
Proszę cię Panie Jezu, abym wraz z Tobą naprawił Kościół przede wszystkim w moim sercu.
Ks. Lucjan Bielas