ks. dr Lucjan Bielas – UP JPII

ZAUFANIE
17/01/2021
Ręka
24/01/2021
ZAUFANIE
17/01/2021
Ręka
24/01/2021
Pokaż wszystko

ks. dr Lucjan Bielas – UP JPII

Dlaczego Jezus nie ratuje nas, tak jakbyśmy tego oczekiwali?
(Mk 1,14-20)
Komu podpadł Jan Chrzciciel?
Niewątpliwie jego nauczanie nie było miłe przedstawicielom świątyni, gromadził tłumy. Był
popularny, a poza tym wzywał do prawdy, a co za tym idzie odejścia od grzechu. To nie była droga ich
pobożności, a na dodatek pewnego rodzaju konkurencja, choć przecież sam był z rodu kapłańskiego.
Chociaż nie mamy wprost dowodów na to, że przywódcy religijni Narodu maczali paluszki w
uwięzieniu Jana, to jednak możemy przypuszczać, że dla wielu z nich zniknięcie tłumów i zamilknięcie
Jana było komfortową sytuacją.
Sprawcą uwięzienia Jana, można powiedzieć fizycznym, był Herod Antypas. Był to wtedy prawie
pięćdziesięcioletni pan, uwikłany w konkubinat ze swoją krewną i bratową, Herodiadą. Ta dama
wtedy już dobrze po czterdzieste wniosła w ten związek swój dominujący charakter, bezwzględne
zachowanie (zapewne po dziadziusiu, Herodzie Wielkim) i córkę Salome, z pierwszego małżeństwa.
Jej charakter, niemający wiele wspólnego z prawdziwą kobiecością, przeszedł do historii świata przez
fakt przymuszenia Heroda Antypasa do uwięzienia Jana Chrzciciela i do jego zabójstwa, który to
otwarcie krytykował ich związek, jako niepodobający się Bogu (Mt 14,1-12).
Uwięzienie i zabójstwo Jana Chrzciciela przyniosły ulgę jego przeciwnikom. Niewygodny prorok
zamilkł, tłumy się rozeszły, uczniowie powrócili do swych domów i zajęć.
– Czy więc Jan przegrał?
– Nic podobnego! Jan zwyciężył, nie ugiął się bowiem przed grzechem i kłamstwem. Śmiercią swoją
przypieczętował prawdziwość nauki, którą głosił jako prorok z polecenia samego Boga.
– Dlaczego to, Pan Jezus po ludzku rzecz ujmując, zachował się biernie wobec faktu uwięzienia
Jana?
Patrząc na całe dzieło zbawienia, na śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie, odpowiedź jest prosta –
to uwięzienie wpisywało się w całość dzieła odkupienia. Są wartości większe niż doczesne życie
człowieka. Wiedział o tym Jezus, wiedział o tym Jan. Jezus zostawił Jana, jako człowiek, ale będąc
prawdziwym Bogiem, nigdy Jana nie opuścił. I on, to też wiedział.
– Czy trud Jana i zaangażowanie uczniów poszło na marne?
Jezus pozwolił umrzeć Janowi, ale nie jego dziełu, dlatego też Ewangelista napisał: Gdy Jan został
uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest
królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Tu w Galilei nad brzegiem jeziora odnalazł
uczniów Jana, których wcześniej poznał przy Proroku. Posiadali małą firmę rybacką, umieli ciężko
pracować w zespole i to w trudnych warunkach, a przy tym z największą powagą traktowali sprawy
wiary. Mieli swojego bossa Szymona, który z natury znakomicie nadawał się do pełnienia funkcji
szefa. Posiedli umiejętność nawiązywania kontaktów z klientami, ponieważ ryby trzeba było sprzedać
jak najszybciej. Jako przedstawiciele klasy średniej, byli najlepiej przygotowani do przyjęcia Ewangelii
i skutecznego jej głoszenia. Ani uczeni, ani bogacze, ani bezrobotni, nie dysponowali takimi
osobistymi walorami, jak ci prości rybacy.
Tak więc Jezus podjął dzieło Jana i przejął jego uczniów po to, aby stworzyć nową rzeczywistość –
Kościół. Kształtował małą grupę Apostołów, jednocześnie działając z tłumami. Zachował przez to,
właściwe proporcje między elitarnością z jednej strony a otwarciem się na świat z drugiej.

Warto o tym pamiętać szczególnie dziś, kiedy wielu słabnie w wierze i odchodzi z Kościoła w
przekonaniu, że dni jego są policzone. Ten proces, nie pierwszy w historii, zapewne będzie się jeszcze
pogłębiał, aż odpadną wszyscy pozbawieni żywej łączności z Chrystusem. On – Jezus swojego dzieła,
swojego Kościoła nigdy nie opuści. I choć następcy św. Piotra i Apostołów są nieraz bardzo słabi i
ułomni, to On Jezus Wszechmocny Bóg, i tak jest z nimi. Tak naprawdę idzie więc o łączność z Nim,
przy jasnym nazywaniu zła, złem. I tu znów św. Jan jest znakomitym przykładem.
Bywa, że niektórzy kapłani, biskupi i wierni odchodzą od Kościoła zgorszeni, uważając, że wiedzą
lepiej i że są bardziej święci. Choć ich krytyczne spojrzenie może być całkiem słuszne, to odejście
jest piramidalną głupotą.
Za Wiktorem Franklem, który sparafrazował słowa La Rochefoucaulda, można pokusić się o
stwierdzenie: „że jak wichura gasi nikły płomień, ale podsyca ogień, tak samo przeciwności losu i
tragedie podkopują słabą wiarę, lecz umacniają silną”.

Ks. Lucjan Bielas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *