Dwa zdziwienia
(Mk 6, 1-6)
Ponad 30 lat swojego ziemskiego życia spędził Pan Jezus w Nazarecie i w jego okolicy. Ten czas
między 12 rokiem życia Jezusa a początkiem Jego publicznej działalności, został przez Ewangelię
pominięty. Ten pewnego rodzaju mrok tajemnicy, w zamyśle Boga celowy, został nieco tylko
oświetlony przez św. Łukasza informacją, którą zakończył opowieść o pielgrzymce Świętej Rodziny z
12-letnim Jezusem do świątyni Jerozolimskiej. Świadomy dwoistości natur, swego prawdziwego
Bóstwa i prawdziwego Człowieczeństwa Jezus wraca wraz z Rodzicami do Nazaretu i był im poddany.
A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w
mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2, 51 – 52). O tym, jak dobre były relacje rodzinne,
może świadczyć wcześniejsza wzmianka o poszukiwaniu zaginionego Jezusa przez Maryję i Józefa –
między krewnymi i znajomymi.
Możemy z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że Jezus uczęszczał do szkoły. Wskazuje na to
zarówno ludzka wiedza i umiejętności Chrystusa, jak i mocno już w tamtym czasie powszechny
system szkolnictwa, oparty o synagogi.
Następną ważną informacją, rzucającą snop światła na ten okres życia Jezusa jest słowo – cieśla.
Zapewne przez lata pracował On wraz ze swoim ojcem Józefem, wykonując wtedy bardzo szanowane
rękodzieło. Domagało się ono fachowości, sprawności intelektualnej i fizycznej, otwartości na
międzyludzkie relacje. O tym, że nie było to dorywcze zajęcie, lecz rzetelnie wykonywane rzemiosło
świadczy fakt, że zarówno Józef, jak i Jezus w świadomości lokalnej wspólnoty, zapisali się wraz z
wykonywanym zawodem.
Oczywistym jawi się pytanie: dlaczego taka była droga ludzkiej edukacji Syna Bożego do misji
ogłoszenia najważniejszego przekazu, jaki Bóg przygotował dla człowieka oraz dokonania dzieła
wyzwolenia człowieka z niewoli grzechu?
Nie wystarczyło Synowi Bożemu, aby za zgodą Dziewicy przyjąć człowieczeństwo, ale postanowił
wrosnąć w ludzką codzienność, przyjąć ją tak, jak ona wygląda w relacjach ludzkich, zawodowych i
społecznych. Jezus nie tylko przyjął ją, ale jak zaznaczył św. Łukasz – wzrastał w niej. Nie mogło być
lepszego przygotowania do głoszenia Słowa Bożego jak ta w normalnej ludzkiej rzeczywistości. Było
to zarówno przygotowanie ludzkiej osobowości, jak i ludzkiego języka dla Jego boskiej misji na ziemi.
Tak przygotowany Jezus, po chrzcie Janowym, przedefiniował swoją działalność w obrębie tej samej
misji. Jego boska natura, niczym nie naruszając ludzkiej, zaczęła się coraz bardziej ujawniać w słowie i
czynie. I tak, kiedy Jego nauka i znaki zdały się coraz bardziej świadczyć o Jego boskości, przybył do
rodzinnego Nazaretu. W tutejszej synagodze w szabat doszło do konfrontacji z ziomkami. Zaskoczyła
ich Jego mądrość i Jego moc i co znamienne, pojawiło się natychmiast zwątpienie: Skąd to u Niego? I
co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn
Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Zabrzmiało to tak, jakby zapamiętany przez nich Jezus z
nazaretańskiej codzienności, nie przystawał im do Jezusa, którego spotkali i usłyszeli teraz w ich
synagodze.
Dlaczego? Czy wcześniej nic w Nim nie było wyjątkowego?
A może, po pewnym czasie nieobecności, kiedy najpierw dotarła do nich Jego sława, a potem i On,
zobaczyli w Nim to, czego wcześniej nie widzieli, a w Nim cały czas było?
Mimo wszystko Jezus dziwił się ich niedowiarstwu. Wprawdzie wiedział, jak postępowano z
prorokami w ich ojczyźnie, ale po swoich ziomkach i krewnych tak po ludzku, spodziewał się czegoś
więcej.
Trzeba nam też zauważyć, że Ta, która była najbliżej Jezusa, Najświętsza Maryja Panna, miała
świadomość, że przez tyle lat mieszka pod jednym dachem z prawdziwym człowiekiem i prawdziwym
Bogiem. Dała temu znakomite świadectwo na weselu w Kanie Galilejskiej, po mistrzowsku
wypraszając Jego pierwszy cud.
Można postawić sobie dwa zasadnicze pytania:
Czy ta sytuacja przekłada się na nasze relacje z Jezusem?
Gdyby tak zapytać wychodzących z kościoła po Mszy św. – czy wierzysz, że Chrystus jest Bogiem?
Jaka byłaby odpowiedź?
Ks. Lucjan Bielas