Coraz mniej wesel w Kanie
(J 2, 1-11)
A coraz więcej listów rozwodowych. Tak można najkrócej określić przemiany w życiu
rodzinnym współczesnego świata. Czy w czasach Chrystusa było inaczej? Wydaje się, że nie.
W świecie niewolników, wystawianych na kupno i sprzedaż relacje rodzinne byłyby ze szkodą
dla panów. Natomiast wśród wolnych Rzymian upadł model silnej rodziny czasów republiki, z
dużym zakresem władzy, jak i też odpowiedzialności ojca – pater familias. Szerzące się
związki partnerskie i ściśle z tym związane unikanie potomstwa, zaowocowały takim
kryzysem demograficznym w Imperium, że Oktawian August podjął prawne działania, mające
na celu zmianę śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji. Zastosowane narzędzia ustawowe,
przyniosły jedynie chwilową poprawę sytuacji, albowiem wygoda i spryt Rzymian okazały się
silniejsze, a Imperium coraz słabsze.
Tak oto historia zatacza w swych nieubłaganych procesach kolejne koło, a raczej zwój swej
spirali, przestrzegając i ucząc tych, którzy są na to otwarci.
Pomimo szalejącej pandemii, pozwólmy się więc zaprosić na najbardziej intrygujące, ale
jednocześnie jedno z najważniejszych wesel w dziejach świata, na wesele w Kanie
Galilejskiej. Stało się tak, pomimo że nie znamy imion pary młodej, nie znamy dokładnej
ilości zaproszonych gości, nie znamy menu, nic nie wiemy o kosztach tej uroczystości. A
wszystko przez to, że był jeden kluczowy gość, który paradoksalnie, stał się gospodarzem
całej uroczystości, nadając jej ponadczasowy wymiar – Jezus Chrystus.
– Jakie znaczenie ma dla współczesnego Kościoła i współczesnego świata wesele w Kanie
Galilejskiej?
Pytanie o znaczenie tego wesela na tym etapie spirali dziejów świata jest fundamentalne.
Dotyczy ono nie tylko sakramentalnych związków małżeńskich, ale również porządku
społecznego i ekonomicznego świata. Trzeba być kompletnym ignorantem, żeby to negować.
Przypatrzmy się więc kluczowym momentom tej weselnej uroczystości, podczas której Jezus
dokonał pierwszego cudu.
Został on niejako sprowokowany przez obecną tam również, matką Jezusa, Najświętszą
Maryję Pannę. To Ona pierwsza, dostrzegła, że zaczyna brakować wina. Nie zwraca się z tym
problemem do starosty, bo była praktyczną kobietą i doskonale wiedziała, że sytuacja go
przerasta. Maryja nie zwraca się z tym do pana młodego, bo zapewne też byłby bezradny.
Zwraca się do swojego Syna do Jezusa. To Jej na pozór banalne stwierdzenie faktu: Nie mają
wina, otwiera Jego cudotwórczą działalność.
Odpowiedź, jaką usłyszała od Syna, była niewątpliwie twarda. Czy to Moja lub Twoja
sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Maryja zostawia tę ludzką
wypowiedź Jezusa na pozór bez reakcji. Jakby ignorując opinię Syna, zwraca się do sług ze
słowami: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Jest to ostatnie zdanie wypowiedziane
przez Nią na kartach Ewangelii.
Maryja ma pełną świadomość faktu, po ponad 30 latach mieszkania z Jezusem pod jednym
dachem, że mieszkała nie tylko z prawdziwym człowiekiem, który jakby komunikuje – to nie
nasza sprawa, ale również mieszkała z prawdziwym Bogiem, dla którego nie ma rzeczy
niemożliwych. To właśnie, swoim ostatnim zdaniem, zwraca się do Jego Boskiej natury i
niejako wywołuje nadprzyrodzoną reakcję – cud.
Pierwszym odbiorcą tego daru jest Pan Młody. Można zapytać: – a czym sobie na to zasłużył?
Przecież o nic nie prosił, o nic nie pytał, o niczym nie wiedział. Mało tego jeszcze na końcu
zebrał pochwałę. Wystarczyło jedynie to, że nie wyrzucił Jezusa za drzwi.
I w tym miejscu trzeba zaznaczyć, że na tym właśnie polega ślub kościelny, czyli sakrament
małżeństwa. Na zaproszeniu Chrystusa do tej przestrzeni ludzkiej cudownej miłości między
mężczyzną a kobietą i niewyrzuceniu Go za drzwi. Smutne doświadczenie uczy, że w wielu,
bardzo wielu związkach między ochrzczonymi, nie ma miejsca dla Jezusa. A nawet jak jest
zaproszony, bardzo często i bardzo szybko ląduje za drzwiami. Zarówno u jednych, jak i u
drugich, pretensji o brak cudu, nie brakuje i to posuniętych aż do stwierdzenia – po co On w
moim małżeństwie i w moim domu. Następne będzie bez Niego.
Wielu jest takich, którzy w swojej pomroczności tak pozamykali serca i drzwi, że dla Boga nie
zostawili najmniejszej szczelinki. Pogubienie się takich rodziców, rzutuje na pogubienie się
dzieci i można tu przytoczyć słowa, które Bóg skierował do skądinąd dobrego kapłana
Helego, który jednak źle wychował swoich synów: Dlaczego szanujesz bardziej synów
swoich niźli mnie? (por. 1 Sm2,29)
Wielu patrzy na swoje coraz bardziej dramatyczne życie i swój coraz mniej atrakcyjny dom i
mówią: – tu się już nic nie da zrobić. I tak żałośnie czekają, aż śmierć rozwiąże ich życiowe
problemy. Smutne!
To właśnie dla nich szczególnie w tej ewangelicznej scenie nieprzypadkową jest postać
Maryi. To Ona wstawia się u Jezusa tam, gdzie po ludzku nie ma już nic, gdzie nie świeci już
żadne światełko. Może warto do Niej się zwrócić, póki zegar życia jeszcze tyka.
I na zakończenie jeszcze jedno. Wody do stągwi Pan Jezus w Kanie nie nosił. Wykonuj Jego
polecenia nawet wtedy, gdy będziesz w 100% pewny, że są nielogiczne!
Ks. Lucjan Bielas