Jak zatrzasnąć drzwi swojego domu, aby je potem otworzyć?
(Łk 4, 21-30)
Korzystamy w dalszym ciągu z zaproszenia nas do synagogi w Nazarecie, rodzinnej
miejscowości Jezusa. W poprzednim rozważaniu wsłuchiwaliśmy się w odczytany przez Niego
fragment księgi Izajasza i radowaliśmy się faktem, że Duch Święty napełniał zarówno
natchnionego autora, jak i Boskiego interpretatora. Cieszyliśmy się z tej niezmiernie jasnej
deklaracji Chrystusa, że to właśnie na Nim spełniły się słowa proroka Izajasza.
Tymczasem w synagodze nastroje całkowicie się zmieniły. Przyczyną było to, że Jezus, jak do
tej pory, cieszący się poważaniem jako współmieszkaniec miejscowości, jako znajomy,
kolega, przyjaciel, sąsiad, rzemieślnik, a teraz znany nauczyciel, jasno wyznał przed swoimi,
że jest nie tylko prawdziwym człowiekiem, którego znają, ale jest jednocześnie Bogiem, który
im się objawia przez słowa i czyny. Dla rodaków Jezusa było to wtedy jeszcze zbyt trudne,
tym bardziej że nie mieli klucza, do otwarcia się na całą prawdę o Nim. Tym kluczem jest
wiara. Dlatego Jezus, patrząc nie tylko na zebranych w synagodze, ale przede wszystkim
widząc ich serca, przywołał przykład proroków Eliasza i Elizeusza, którzy nie znaleźli wiary u
swoich bliskich, lecz zgoła u pogan. I tym doprowadził swoich bliskich do tak wielkiego
wzburzenia, iż byli gotowi Go zabić.
Nasuwa się zaraz pytanie: dlaczego Jezus tak postąpił, i co chciał przez to uzyskać?
Można z całą pewnością powiedzieć, że uczynił tak z miłości zarówno do swoich rodaków, jak
i do Siebie. Do nich, albowiem to miłość kazała Mu przyjść do swoich rodaków i to miłość
kazała Mu zburzyć ich spokój, ich komfortową pobożność. Trzeba nieraz bliskiej osobie
powiedzieć coś, co jest prawdą, do której zrozumienie i przyjęcia, trzeba nieraz w bólu
dojrzeć. To też i Jego miłość sprawiła, że nie byli w stanie Go tknąć i odszedł, zostawiając im
twarde pytanie: to kim On tak naprawdę jest?
To miłość kazała Jezusowi, który jest również prawdziwym człowiekiem, zamknąć drzwi
Nazaretu, drzwi swojego domu. Potrzebował tej szkoły prawdziwych proroków, którzy
przeszli odrzucenie przez najbliższych po to, aby pokochać wszystkich, a do swoich nabrać
właściwego dystansu.
Tak więc Jezus pokazał nam, jak zatrzasnąć drzwi swojego domu, aby je potem otworzyć. I
dopiero w tym kontekście wybrzmiewa hymn św. Pawła:
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź
brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie
tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i wiarę miał tak wielką, iżbym góry przenosił, a miłości
bym nie miał – byłbym niczym […].
Ks. Lucjan Bielas